Niesamowite są statystyki przed tym meczem. Łabędzie jeszcze nigdy nie wygrały z the Toffees (0-5-12). Dodatkowo, the Swans nawet nie strzelili gola w 4 ostatnich meczach z Evertonem. Też "dziwne" statystyki odnoszą się do Walijczyków. Podopieczni Laudrupa zdołali wygrać zaledwie 2 spośród ostatnich 12 meczów we wszystkich rozgrywkach, aczkolwiek tracą "zaledwie / aż" 10 punktów do "top six".

Aczkolwiek warto też zwrócić uwagę na fakt, że ekipa z Liberty Stadium cały czas kręci się koło "top ten", mając 10 punktów straty do "top six", i jednocześnie tyle samo punktów przewagi nad strefą spadkową.Ale to średniactwo z czegoś się wywodzi. I słowem kluczem jest tu Liga Europy. Po prostu Laudrup, tak jak rok temu Pardew z Newcastle, nie był w stanie pogodzić grajcowania na dwóch frontach. Teraz można skupić się na lidze, a tu katastrofalny terminarz. Dzisiaj Everton, następnie wyjazdy do Chelsea i AV, finalnie MC "at home". Nic tylko się załamać! Tak więc jeżeli mamy tu do czynienia z "przemęczonym" zespołem, trudno oczekiwać, aby Everton pojechał przestraszony na Liberty Stadium. To co grają podopieczni Roberto Martineza (wato przypomnieć, iż niegdyś prowadził Swansea) to istny miód. Siła ataku jest niesamowita. Mowa tu o zawodnikach takich jak Lukaku, Pienaar czy Mirallas, plus chociażby Barkley'u. Do tego rządzący w środku pola Barry, oraz nieprawdopodonie solidna defensywa. Wystarczy przytoczyć przykład absencji Bainesa. Do składu wskoczył Oviedo i teraz będzie problem, bo jak wróci Baines, to nie wiadomo czy nie będzie siedzieć na ławie!

Reasumując, zanosi się na świetne widowisko. Swansea może nie ma wyników, ale gra swoje, co ilustruje statystyka posiadana piłki. Żaden zespół przyjeżdżający na Liberty nie miał większego posiadania piłki niż the Swans. Tak więc nawet pod nieobecność Dyer'a z całą pewnością zagrają swoje. Z kolei ekipa z Liverpoolu, która poległa w tym sezonie tylko raz, jest w takim gazie, że po prostu jadą do Walii jak po swoje.