Bardzo ciężki mecz do grania z tego względu, że cały czas trzeba się przypatrywać nowemu menadżerowi Kogutów, Tim'owi Sherwood'owi, w kontekście tego, jak chce grać i którą ścieżką chce podążać. Sherwood określił się jasno. Chce grać atrakcyjny dla oka futbol i mecze z WHU (1:2) oraz Southampton (3:2) zdawały się to potwierdzać. Ale następnie, w trzecim meczu pod wodzą nowego menadżera, Koguty zremisowały zaledwie 1:1 z WBA, co dało mi sporo do myślenia. Jeżeli strzelili zaledwie jednego gola drużynie, która wczoraj straciła aż 3 gole na Upton Park (WHU-WBA 3:3), nie jestem do końca przekonany, że wszystko pójdzie tak ładnie. Być może tak będzie, ale poczekam z osądem przynajmniej do pierwszych kolejek nowego roku. I dzisiaj przed nami tzw. "tricky game". Bo przecież na Lane przyjeżdżają Garncarze, którzy mają za sobą 1:5 na St. James' Park (Newcastle - Stoke 5:1), gdzie stracili nie tylko Whelan'a i Wilson'a (czerwone kartki), ale i Marka Hughesa, który został wyrzucony na trybuny. Tak więc przynajmniej w teorii the Potters jadą na WHL jak na pożarcie. Ale czy właśnie takie podejście nie sprawi, że the Lilywhites rzucą się na ranną zwierzynę, tym samym narażając się na kontry? Tak to widzę, w szczególności w 2 połowie. Koncepcja jest prosta. Hughes na początku zamuruje, a z biegiem czasu, kiedy Tottenham będzie musiał się bardziej otworzyć (w końcu Sherwood obiecał grę "na tak"), Stoke będzie czyhać na kontry. Prawdopodobnie Koguty jednak wygrają.