"Consistency". Magiczne słowo, które idealnie pasuje do zilustrowania różnicy pomiędzy
the Toffees i
the Lilywhites. Wystarczy zwrócić uwagę na wyniki ostatnich 4 meczów zespołu Roberto Martineza (Stoke 3:4, Newcastle 1:0, Leicester 2:3, Norwich 1:1), a następnie porównać je z ostatnimi 3 rezultatami meczów Kogutów (Watford 2:1, Norwich 3:0, Southampton 2:0). I pomimo znaczącej różnicy w odniesieniu do powtarzalności, bardzo podoba mi się podejście zarówno Roberto Martineza, jak i Mauricio Pochettino przed tym meczem. Menadżer Niebieskich mówi, że "jesteśmy bardzo blisko od stania się piekielnie mocnym zespołem, a brakuje nam jedynie znaczącej poprawy w defensywie". Z kolei menadżer
Kogutów mówi otwarcie, że "możemy w tym sezonie dużo zdziałać i niekoniecznie potrzebujemy do tego transferów". Przepiękny objaw pewności siebie, która bardzo mi imponuje. Dlaczego więc lecę w stronę
the Toffeemen? Powód jest bardzo prosty. Oni po prostu grają najlepszą piłkę w PL. Oglądałem ich ostatnie 4 mecze i każdy z nich można scharakteryzować następująco: Stoke 3:4 - stracili gola na 3:4 w doliczonym czasie po rzucie karnym, a jeszcze "chwilę" wcześniej prowadzili 3:2. Newcastle - standardowo, momentami tłamsili Sroki, ale zabrakło im utrzymania tego poziomu i koncentracji, stąd też zdobyli gola dopiero w doliczonym czasie gry. Leicester 2:3 - kolejna pechowa porażka. Norwich 1:1 - w pierwszej połowie powinni prowadzić kilkoma golami. Podobnie jak w meczu z Newcastle, zabrakło "consistency". Z kolei
Tottenham, o ile bardzo równy, wymęczył 2:1 z Watfordem (o którym piszę, że zaczął dołować) w ostatnim meczu. Widzę tu za dużo cierpienia w porównaniu z jakością
Evertonu. BTW - naturalnym jest, że zapewne będzie tu masówka na "OS" oraz wszelkiego rodzaju "overy". Wystarczy przytoczyć statystyki Lukaku (15 goli w obecnym sezonie) i Kane'a (27 goli w roku 2015, w rezultacie pobicie rekordu Sheringhama), żeby zostać zachęconym do szukania goli.