Sporo dumałem nad tym półfinałem, tym bardziej, że jest nad czym. Kolejny, czwarty już sezon, gdzie te ekipy spotykają się w fazie pucharowej LM, z czego dwa razy grali w finałach. Dotąd trzy razy górą Real - w obu finałach w rcg było 1:1, w QF w dwumeczu było tylko 1:0. Tyle historia ich spotkań w LM. Do tego dochodzi jeszcze liga, Puchar Króla i Superpuchar z sierpnia 2014 r. I tu bardzo ciekawe spostrzeżenie - we wszystkich meczach na Santiago Bernabéu (a w tym okresie było ich poza LM aż 6) Atlético strzelało Realowi co najmniej jedną bramkę, z czego 4 zakończyły się bts-ami. Wiadomo, że Liga Mistrzów to inna para kaloszy, ale przypomnę - w obu finałach w rcg było 1:1. Z powyższego można wysnuć wniosek, że ekipa Simeone potrafi strzelać gole Realowi na ich stadionie, co uczyniła też w obu finałach. A po wtóre - czajenie się na 0:0 i liczenie na rozprawienie się z nimi na swoim Vicente Calderón wcale nie musi być idealnym planem na awans do finału. Zresztą każdy strzelony gol na wyjeździe to poważna zaliczka. Potwierdzają to ich wyniki w LM z obecnego, jak i poprzedniego sezonu (we wcześniejszych grali tą swoją żelazna defensywą). A teraz Real. U nich także zaszło wielkie przeobrażenie od czasu jak drużynę przejął Zidane. W tym sezonie LM, we wszystkich 10 meczach (poczynając od fazy grupowej) padały overy z bts-em (!) Zresztą w lidze jest podobnie. Real jakby zmienił filozofię gry - po prostu ich zadaniem jest strzelić więcej bramek niż sami stracą. Oczywiście to wielkie uproszczenie i sprawa jest o wiele bardziej złożona, ale ... tak to wygląda. I stąd też przyjmuję założenie, ze w tym meczu prędzej zobaczymy bramki, niż ich nie zobaczymy.